środa, 20 czerwca 2012

CZARNOGÓRA - Stare Miasto KOTOR


    CD...
    Czy wiecie, że wąskie, kręte uliczki średniowiecznego Starego Miasta w Kotorze nie mają nazw, a domy nie są ponumerowane? Nie warto jednak się tym przejmować, bo w labiryncie wyszlifowanych i śliskich kamiennych chodników – ruchu kołowego tutaj nie ma – są place, które noszą nazwy zgodnie z ich pierwotnym przeznaczeniem, takie jak na przykład Plac Broni, Plac Mąki, Plac Drewna, Plac Mleka… i to one ułatwiają orientację w wąskich przejściach…
    Do Starego Miasta wchodzi się przez trzy bramy: najstarszą – Południową /Vrata od Gurdića/, Północną – renesansową i główną – Morską.

   Mury otaczające miasto wzbudziły moje zainteresowanie już wtedy, kiedy tylko przejeżdżałam przez Kotor. Miałam tam wrócić następnego dnia po zakwaterowaniu w Budvie i nawet nie przypuszczałam, że będę się wspinać na najwyższy punkt, do twierdzy świętego Jana - Tvrdjava Sv. Ivana, która jest częścią fortyfikacji i zobaczę piętnastowieczną cerkiew Matki Boskiej od zdrowia z barokową kopułą dzwonnicy. 
    Mury obronne maja cztery i pół kilometra długości, a więc są dwa razy dłuższe od tych w Dubrowniku. Wysokość kamiennego obramowania dochodzi w niektórych miejscach do dwudziestu metrów wysokości i piętnastu metrów szerokości. Miałam niewiele czasu, żeby tam wejść. Tylko sześć osób z grupy podjęło się wyzwania szybkiego zdobycia twierdzy. Nie kupiliśmy nawet biletów w cenie trzech euro, bo nie sądziliśmy, że zdołamy aż tak daleko zajść. Osoba sprzedająca wejściówki, wzięła od nas po półtora euro. 
    Widok na Bokę Kotorską był tak oszałamiająco piękny, że szybkim tempem wspinaliśmy się coraz wyżej i wyżej, żeby zobaczyć jak najwięcej… 
A potem było już tylko zbieganie z góry po stromych schodach, żeby zdążyć na czas! Zdążyliśmy w ostatniej sekundzie! Wysiłek fizyczny, urywany oddech, przyśpieszone bicie serca towarzyszyły eskapadzie. Zobaczyłam stamtąd najpiękniejszą zatokę, podziwiałam miasto otoczone z trzech stron czarnymi majestatycznymi górami i niebieskimi wodami morza zamykającymi je. Szczęście przepełniało moją pierś, czułam się jak bogini hen, hen ponad ziemskim padołem, wolna od problemów ludzkiej egzystencji… Uczucie to spotęgowało się we mnie jeszcze bardziej, kiedy kilkadziesiąt minut później jechałam agrafkami Masywu Lovćen jeszcze wyżej, tam gdzie mleczne chmury momentami zasłaniały zatokę. Ale o tym napiszę i zdjęcia pokażę następnym razem. Dzisiaj wracam do Starego Miasta Kotoru.

Boka Kotorska i fragment Starego Kotoru - widok z murów obronnych

W drodze do Budvy - jeszcze nie wiedziałam, że nazajutrz będę tam - w kościele MB od Zdrowia

 Stary Kotor - w centrum cerkiew św. Mikołaja z trzema kopułami
 
Po lewej stronie dwie wieże katedry św. Tripuna

Widok z murów na Bokę Kotorską i miasto Kotor

Masyw górski Lovćen - grzbiet Vrmac

Wspinam się coraz wyżej i wyżej ...

... a im wyżej tym piękniej

Z Anią i Julią - zatrzymujemy się na chwilę w połowie drogi przy kościele MB od zdrowia

Mniej odważni mogą przysiąść do zdjęcia na betonowej ławeczce

Grzbiet Lovćenu Vrmac, a w dole cerkiew św. Mikołaja z trzema kopułami

Wieża kościoła MB od zdrowia i  rzeka Škurda - oddziela starą część miasta od nowej


Trzy osoby z mojej grupy - Twierdza św. Jana - Tvrdjava Sv. Ivana już niedaleko

Nie, nie, na odpoczynek nie mam czasu ...

Wzdłuż murów kwitną maki, rumianki i całe mnóstwo innych kolorowych kwiatów i ziół ...

W dzikim skalnym ogrodzie ...

Jeszcze niewielki kawałek drogi przed nami i coraz lepiej widoczna Boka Kotorska

Nigdy nie przypuszczałam, że zakocham się w Ziemi Czarnogórskiej

Prawie u celu - przede mną Tvrdjava Sv. Ivana

A teraz pędem w dół, za Julią - za kilkanaście minut zbiera się nasza grupa ...

Przez tę bramę wchodzi się na mury obronne

Jeden z pałaców kotorskich obok bramy wejściowej na mury

    Do Starego Miasta weszłam przez Bramę Morską tak zwane Morskie Vrata na Plac Broni. Miasto mimo licznych wojen i trzęsień ziemi zachowało miejską średniowieczną zabudowę z zabytkami w stylu romańskim, gotyckim, renesansowym, barokowym… Jest tam wiele cerkwi i kościołów, pałaców i domów, placów i wąskich uliczek… Zdecydowana większość zabytkowych budowli pochodzi z okresu podporządkowania się Republice Weneckiej. W 1420 roku, w obawie przed zbrojnym najazdem tureckim, mieszkańcy Kotoru poprosili o pomoc Wenecjan. Wenecjanie nie tylko pomocy udzielili, ale i rozgościli się tam na cztery wieki…
    Niegdyś na Placu Broni znajdował się arsenał wenecki. Ja zwróciłam uwagę na szesnastowieczną wieżę zegarową Gradski Tornaj, ze średniowiecznym pręgierzem zakończonym wydłużoną piramidalną bryłą, książęcy Pałac Namiestnika Wenecji – Kneżeva Palata i pamiątkę z czasów okupacji napoleońskiej – teatr, który powstał po przekształceniu osiemnastowiecznego pałacu rady miejskiej.

Plac Broni - po lewej Kneżeva Palata, a za nim Teatr Napoleoński

Plac Broni - za mną po lewej Wieża Zegarowa - Gradski Tornaj

Gradski Tornaj i średniowieczny pręgierz

     W uliczce między Placem Broni, a Placem Mąki wznosił się Pałac Bizanti – jeden z wielu budynków należących do szlacheckiej rodziny Bizanti, która na kartach historii pojawiła się w jedenastym wieku. Z rodziny tej wywodzili się wybitni marynarze, profesorowie, pisarze, duchowni… 
To Nikola Bizanti przyczynił się do odbudowy i powiększenia pałacu po trzęsieniu ziemi w 1667 roku, który tymczasowo stał się także rezydencją księcia. Oba skrzydła pałacu połączono wewnętrznym dziedzińcem z klatką schodową, która nadała budowli formę renesansową, natomiast portale i okna otrzymały charakter barokowy.
    Naprzeciwko Pałacu Bizanti zauważyłam Pałac Beskuća z 1776 roku z gotyckim portalem. Ciekawostką jest samo nazwisko Beskuća, taka składanka dwóch wyrazów bes kuća to znaczy bez domu. Według opowieści, czy też legendy hrabia Jozo Beskuća bogacił się i powiększał swój majątek kupując domy w Zatoce Kotorskiej i we Włoszech. Zmierzał do tego, żeby kupić ich sto i zamienić nazwisko na Stokuća, czyli sto domów. Kiedy zmarł miał ich dziewięćdziesiąt dziewięć, zabrakło mu więc jednego, żeby na zawsze pozbyć się przydomku bezdomnego włóczęgi…

Gotycki portal Pałacu Beskuća

    Krótka uliczka doprowadziła mnie do Placu Mąki, na którym znajdowały się następne dwa pałace: Pałac Buća i siedemnastowieczny renesansowy Pałac Pima z ciekawą barokową balustradą spoczywającą na dwunastu podporach, wybudowany zapewne po trzęsieniu ziemi w 1667 roku. 
W pałacu odkryto fragmenty z czasów jeszcze późniejszych. O szlacheckiej rodzinie Pima wspomniano już w połowie czternastego wieku. W pierwszej Księdze Notarialnej Kotoru wymienia się Rusina Pimę i jego synów Petara i Vita. Z rodu tego wywodził się Bernard Pima – humanista i poeta, Jeronim Pima – również humanista i poeta, Ljudevit Pima – doktor prawa, profesor i prodziekan na Uniwersytecie w Padwie i wielu, wielu innych. Ale nie tylko członkowie tej rodziny studiowali na Uniwersytecie w Padwie, o którym wspominałam już na moim blogu tutaj. Kotor wysyłał na studia wielu innych swoich mieszkańców…

Plac Mąki - Pałac Pima

     Zmierzając do Katedry św. Tripuna zajrzałam na Plac Sałaty, na którym wznosił się niewielki późnobarokowy Pałac Vrakijen – innej szlacheckiej rodziny. Czternastowieczny zapis w pierwszej Księdze Notarialnej Kotoru mówi o niejakiej Katenie Vrakijen – wdowie po Miho Vrakijen, i jej synu Marino, którzy to, w tym okresie sprowadzili się do miasta i zamieszkali w pałacu, dzisiaj otynkowanym na czerwono, który zachował swoje oryginalne wnętrze z podłogowymi mozaikami, tynkami i malowidłami, a także inkrustowanymi kilkoma rodzajami drewna drzwiami z niepowtarzalnymi okuciami i zamkami…

    Jednak największe wrażenie zrobił na mnie Plac św. Tripuna, a właściwie Ustanka Mornara, czyli Powstania Marynarzy. Przez moment stałam tam jak zaczarowana. Wydawało mi się, że za chwilę szczeliny między zabudowaniami wypełnią nacierające na miasto czarne góry Masywu Lovćen. Błękitne niebo z białymi wolno przesuwającymi się postrzępionymi kłaczkami chmur nadawało dynamiki obrazowi, zadzierałam głowę do góry, przymykałam i otwierałam oczy patrząc na przebijające się między dwoma wieżami katedry promienie słoneczne, które w odbiciu z wygładzonymi, jasnymi powierzchniami tworzyły świetliste kółeczka w kolorach tęczy. W prześwicie między wieżami dostrzegłam mury fortyfikacji…

Ustanka Mornara, inaczej Plac św. Tripuna - katedra św. Tripuna

     Wróciłam z obłoków na kamienną posadzkę placu… Odnalazłam budynki pałacowe, między innymi ten należący do słynnej arystokratycznej rodziny Drago, w szeregach której byli, i wybitni działacze kultury i sztuki, i ci którzy przyczynili się do rozwoju gospodarczego, i ci którzy występowali na arenie politycznej Kotoru.
    Pałac Drago składał się z dwóch części: późnogotyckiej z przełomu czternastego i piętnastego wieku i tej przebudowanej w stylu renesansowo barokowym pod koniec siedemnastego wieku, a więc zapewne tak jak inne budynki po trzęsieniu ziemi w 1667 roku. Mnie osobiście zaskoczyła fasada tej drugiej części, gdzie nad łukowo wykończonym pasażem skonstruowano okno w stylu renesansowym zwieńczone trójkątnym tympanonem z płaskorzeźbą anioła z rozpostartymi skrzydłami, a tuż nad nim drugie – w stylu gotyckim okno…

Pałac Drago po lewej i katedra św. Tripuna po prawej

Renesansowe i gotyckie okno Pałacu Drago

    Wreszcie dotarłam do trójnawowej romańskiej katedry św. Tripuna z dwunastego wieku – znamiennego zabytku Czarnogóry. Na wieży po lewej stronie zapisano rok 809, w którym to sprowadzono do Kotoru szczątki Świętego, na wieży po prawej stronie zapisano rok 2009, w którym papież podniósł katedrę do godności bazyliki. Weszłam do środka. Nawę główną zamkniętą apsydą oddzielały od naw bocznych również zamkniętych apsydami, dwa szeregi masywnych filarów poprzedzielanych kolumnami. 
W ołtarzu głównym widniało romańsko gotyckie cyborium lokalnych rzemieślników, z pracowni Wita Kotoranina, wykonane w 1362 roku na wzór cyborium włoskiego znajdującego się w katedrze w Bari. Cztery ośmioboczne kolumny z czerwonego marmuru podtrzymywały trój piętrowy także ośmioboczny baldachim zwieńczony białą figurą anioła ze złotymi skrzydłami i złotą aureolą.
    Za cyborium zawieszona była centralnie srebrna pala wykonana w piętnastym wieku przedstawiająca postaci świętych i Maiestas Domini, czyli Chrystusa na majestacie – tronującego, z Ewangelią na kolanach i uniesioną prawą dłonią w geście błogosławieństwa.
    Zwróciłam uwagę na intarsjowaną pochodzącą z Włoch siedemnastowieczną ambonę.
    Po lewej stronie nad wejściem do zakrystii odnalazłam obraz autorstwa Tripo Kokolji z Perastu i gotycką Pietę, po prawej: resztki czternastowiecznego fresku golgoty wykonanego przez malarzy greckich i srebrne płytki wotywne
    Po tej samej stronie, ale przy wejściu stał sarkofag z dziewiątego wieku, a nad nim wisiał obraz szesnastowiecznego renesansowego malarza włoskiego Jacopa da Ponte Bassano, prawdziwe nazwisko Dal Ponte. W ścianę wmontowano nagrobek biskupa Tripo Bizantija również szesnastowieczny. Zauważyłam także niewielką drewniana figurę św. Rocha i obraz ze św. Urszulą ...

Nawa główna z cyborium i fragment nawy bocznej katedry św. Tripona

Piętnastowieczna pala i fragment fresku w katedrze św. Tripuna

Renesansowy nagrobek biskupa Tripo Bizantija i sarkofag z dziewiątego wieku

Obraz Tripo Kokolji z Perastu

Pieta nieznanego artysty w katedrze św. Tripuna

    Przez kute żelazne drzwi, ozdobione romańsko gotycką figurą ukrzyżowanego Chrystusa, schodami, na lewo od wejścia do świątyni, weszłam do skarbca, przechodząc obok chrzcielnicy z dziewiątego, i lunety z trzynastego wieku z dawnego kościoła św. Krzyża… W skarbcu katedry obejrzałam wiele przedmiotów kultu religijnego, wyroby ze złota, obrazy artystów szkoły weneckiej, rzeźby, a przede wszystkim relikwiarze. Ponoć w skarbcu znajduje się sześćdziesiąt osiem relikwiarzy w tym złota głowa św. Tripuna i relikwie św. Marii Magdaleny. Jest tam relikwiarz małego drewnianego krzyża, którym legat papieski błogosławił podobno polskie wojska Jana Sobieskiego pod Wiedniem…


Kaplica z relikwiami św. Tripuna

Relikwiarze  w skarbcu katedry

Skarbiec katedry św. Tripuna

Skarbiec katedry św. Tripuna

Skarbiec katedry św. Tripuna

Skarbiec katedry św. Tripuna

Skarbiec katedry św. Tripuna

Skarbiec katedry św. Tripuna


Skarbiec katedry św. Tripuna


    W skarbcu znajduje się sto siedemdziesiąt obiektów, każdy posiada swój numer i tylko odnajdując go w spisie u przewodnika mogłam się dowiedzieć skąd pochodzi, kto go wykonał i co prezentuje. Mnie zainteresowała gotycka Pieta z numerem sto sześćdziesiątym czwartym i jak się okazało rzeźba ta wykonana z kamienia pomalowanego, pochodziła z piętnastego wieku, a autor Piety był nieznany. Muszę dodać jeszcze kilka słów od siebie na temat tego niewielkiego dzieła. Otóż po raz pierwszy zobaczyłam inną niż zazwyczaj wizję artysty – oto umęczona i zrozpaczona Maryja mocuje się z ciałem swojego Syna, przewieszonego bezwładnie przez Jej lewe ramię. Wydaje się jakby chciała Go podnieść wyżej, przytulić, ale On osuwa się na ziemię uginając nie czujące już bólu kolana. Palce Jej prawej dłoni zacisnęły się mocno na ręce Syna, tak jakby resztkami sił chciała Go ożywić, zatrzymać tylko dla siebie i nigdy więcej nie widzieć Jego cierpienia. Swoją głowę ukrytą w zwojach chusty położyła na prawym przedramieniu Chrystusa…
     Pomyślałam, że w podobny sposób Jerzy Duda Gracz wyobraził sobie ciało Syna Bożego malując Golgotę Jasnogórską Trzeciego Tysiąclecia, o której również pisałam tutaj. Czy był w skarbcu i widział tę niezwykłą rzeźbę – wizję innego artysty?




   Święty Tripun, czy też Tryfon – patron miasta, urodził się w Kampsadi w Azji Mniejszej, w trzecim stuleciu naszej ery. Jako jeden z wielu chrześcijan był prześladowany za wiarę i umęczony. Przed śmiercią powiedział do swoich oprawców: Moje ciało jest w waszych rękach, ale duch nie. Służba Bogu i sama śmierć są dla mnie nagrodą. Relikwie św. Tripuna: głowa i cząstki dotarły do Kotoru w 809 roku. Przywieźli je z Konstantynopola marynarze. W dziewiątym wieku szczątki Świętego przechowywano w chrzcielnicy, potem kotorski bogacz Andrzej Saracenis ufundował kościół, który spłonął w dziesiątym wieku. Jest kilka kościołów pod wezwaniem tego świętego: jeden w Rzymie, dwa w Wenecji i jeden w Turcji.

    Wrócę jeszcze do Starego Miasta Kotoru, bo nie tylko katedra warta jest obejrzenia. Na Placu Bractva i Jedinstva stoi zgrabny, powiedziałabym, kościół św. ŁukaszaSveti Luka, który ma zarówno cechy architektury rzymskiej jak i bizantyjskiej. Jako jedyny, wybudowany w dwunastym wieku za panowania serbskiego władcy Niemanii i jego syna Vukana nie poniósł znacznych szkód podczas trzęsienia ziemi, które miało miejsce w 1979 roku. Do siedemnastego wieku był to kościół katolicki, następnie cerkiew prawosławna. O tolerancji mieszkańców niech świadczy fakt, że odprawiano tutaj msze obu obrządków.
     Do tej jednonawowej świątyni z kopułą, zakończoną półokrągłą apsydą zaprosił mnie, Anię i Julię tamtejszy ksiądz. Nie mówiliśmy wiele, ale rozumieliśmy się doskonale. Duchowny zwrócił nam uwagę na jednoskrzydłowe carskie wrota w postaci Chrystusa i piękny ikonostas, chętnie pozował do zdjęcia, a nawet sam je nam zrobił. Przyjrzałam się także posadzce, którą wykonano z płyt nagrobnych. Zapaliłyśmy świeczki, podziękowałyśmy i przeszłyśmy do innej świątyni, znajdującej się na tym samym placu, cerkwi św. Mikołajacrkva Sv. Nikole wzniesionej w 1910 roku w stylu serbsko bizantyjskim, na miejscu poprzedniej zniszczonej podczas trzęsienia ziemi. Nawę świątyni wieńczyła duża kopuła, której motyw powtórzono na szczytach dwóch wież. Nad wejściem wykonano mozaikę przedstawiającą patrona cerkwi, a wewnątrz zaprezentowano bogaty zbiór ikon.

Plac Bractva i Jedinstva - kościół św. Łukasza

Pamiątkowe zdjęcie z księdzem z kościoła św. Łukasza

Jednoskrzydłowe drzwi z postacią Chrystusa

A za obiektywem mojego aparatu ksiądz z kościoła św. Łukasza

Plac Bractva i Jedinstva - cerkiew św. Mikołaja

Ikonostas w cerkwi św. Mikołaja

    Wstąpiłam także do czternastowiecznego kościoła św. Klarycrkva Svete Klare przebudowanego w siedemnastym stuleciu. W jednonawowym wnętrzu uwagę przyciągał przepiękny barokowy ołtarz główny z marmurowymi rzeźbami patronki i św. Franciszka z 1708 roku i barokowe ołtarze boczne św. Antoniego Padewskiego i św. Łucji.

Kościół św. Klary

Barokowy ołtarz w kościele św. Klary

Organy w kościele św. Klary

    Ech… !
    Czas mijał. Z parkingu przy rzece Škurda wyruszyłam w dalszą drogę i im bardziej oddalałam się od Kotoru, tym bardziej pochłaniał mnie czarnogórski krajobraz. Pomału zapominałam o mojej eskapadzie do twierdzy św. Jana i Starym Mieście, które mnie tak zachwyciło. Tak to jest, kiedy bombardują cię nieustannie nowe pełne magii obrazy i jeżeli nie uporządkujesz ich sobie i nie poukładasz w pamięci wszystko ci się pomiesza…
    Jechałam do Cetinje, a po drodze zatrzymać się miałam w Njeguši ...

Na moście rzeki Škurdy - Mury obronne Kotoru

Rzeka Škurda - widać ją było z góry

W tym miejscu rzeka Škurda łączy się z Adriatykiem - tutaj parkował nasz autokar

Z Kotoru jadę do Cetinje, po drodze zatrzymam się w Njeguši


Kotor, 25 maja 2012 roku 

7 komentarzy:

  1. Przepiękne... Po tych zdjęciach widzę, że prawdą jest to co słyszałam (a i pewnie przekonam się o tym na własnej skórze) - Bałkany to właściwie region jeszcze niezadeptany przez turystów. I może dobrze że tak jest, bo tam można odkryć coś nowego :) I z tego wynika, że jeśli gdzieś na świecie są zabytki ze wszystkich epok historycznych naraz - to właśnie tam. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Prawdą jest, że Bałkany są jeszcze niezadeptane przez turystów, chociaż jest ich tam wielu. Mam na myśli przyrodę, którą w wielu miejscach pozostawiono samej sobie i to jest najpiękniejsze. Jeżeli tylko będę mogła to na pewno tam jeszcze pojadę, czego i Tobie życzę. Niech się spełnią Twoje marzenia.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Cały czas podziwiam piękno Twoich opisów i relacji z "wszędobylstwa" ale dzisiaj jeszcze mnie zastanowiło kiedy Ty to wszystko "obskoczysz"? Gratuluję i powiem że Ci zazdroszczę. Pozdrawiam cieplutko:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haluś,
      Czy Ty wiesz ile ja się naharuję, w pozytywnym tego znaczeniu.
      Nie dość, że wędruję, obserwuję, fotografuję, słucham przewodnika, to jeszcze robię mnóstwo notatek, które oczywiście muszę sprawdzić po powrocie do domu, bo przewodnicy nie raz się mylą ...
      Czy wiesz Kochana moja jak ja odżywam na wycieczkach. Nic mi nie dolega, czuję się znakomicie, a jeszcze w wolnych chwilach wieczorami, albo skoro świt pędzę na kąpiele, albo znowu gdzieś wędruję.
      Ech..., świat jest taki piękny, a ja ciągle tak mało o nim wiem...
      Całuski i usciski przesyłam :)

      Usuń
  4. Witaj, Słońce :)

    Znalazłam odrobinę wolnego czasu i postanowiłam wykorzystać go przy szklaneczce orzeźwiającego soczku z mango, co by nadrobić zaległe notki na twoim blogu. Widziałam "kątem oka", żeś odwiedziła Czarnogórę, ale dopiero teraz mogę na spokojnie skomentować. A jestem wprost zachwycona tym miejscem.
    Ciekawi mnie jak brzmi język czarnogórski i czy byłabym w stanie go opanować, bo szczerze ci mówię, że nie miałabym nic przeciwko, aby tam zamieszkać. X,D Wprawdzie widok gór troszeczkę mnie przytłacza, ale w połączeniu z wodą, błękitem nieba, a nawet jasną zabudową miast, kolorytem samych gór, byłabym w stanie wsiąknąć w ten krajobraz, także całkowicie podzielam twój zachwyt.

    Spodobała mi się nazwa: Morskie Wrota -- grrrr :D Pałac Pima urzekł mnie swoim bajkowym stylem. Zaś zdjęcie z gołąbkiem-modelem, rozbroiło. Gołębie uwielbiają pozować. :) Zazdroszczę ci tej wyprawy zaś Czarnogórę wpisuję na prywatną listę miejsc, które muszę zobaczyć. Widziałam ją dotychczas tylko na filmach. Pierwsza część Bonda z tym całym Danielem Craigiem, rozgrywała się w Czarnogórze, już wtedy zachwycałam się jej pięknem. Ach...

    Pozdrawiam serdecznie :) :* (Cmok)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Góry mają w sobie jakąś dziwną czarodziejską moc, a w połączeniu z morzem działają jak narkotyk (znam to uczucie tylko z opisów osób uzależnionych i myślę, że jest porównywalne). Co by nie mówić czułam się tam rewelacyjnie, zdrowo, lekko, tak jakbym nie miała ciała tylko duszę. Dalmację zaliczyłam do najpiękniejszej krainy. Chciałabym tam wrócić i poszwędać się pieszo, rowerem, wypożyczyć jeepa, wsiąść na kajak lub na ponton i popłynąć kanionem Tary...
      Jak to zrobić? Zastanawiam się. Młodzi mnie nie chcą, a starzy już nie mogą :)))

      Basiu, jakże się cieszę, że to Ty jesteś teraz w podróży i możesz wreszcie odetchnąć pełną piersią. Czytając Twoją ostatnią relację z Cezarei Nadmorskiej zwróciłam uwagę na zdjęcie rozpoczynające wpis. Kobieta w białej zwiewnej transparentnej bluzeczce, z włosami upiętymi z tyłu głowy i chyba z pustą szklanką w lewej ręce jako żywo TY. Cudne są Twoje spotkania z E.
      Całuski i wielu przygód :) *******

      Usuń
  5. Z przyjemnością przeczytałam Twój wpis dotyczący Kotoru, ponieważ sami niedawno wróciliśmy z Czarnogóry. Nie wiem jak Ty, ale mnie się wydaje, że tam trzeba posiedzieć parę miesięcy, żeby naprawdę poznać ten piękny kraj. Widzę, że Ty brylowałaś również w obłokach. My raczej skupialiśmy się na niższych partiach, ponieważ nasz synek niezbyt dobrze znosił górskie zawijasy. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń